Miałem przez ostatnie dni potworną tęsknicę za morzem. Grzegorz Nawrocki (autor załączonej poniżej grafiki i nota bene chyba najlepszy specjalista od obrazów marynistycznych w tym zakątku Europy) wrzucił ostatnio naręcze obrazów przedstawiających żaglowce. Przez niego ten kliper herbaciany na pełnych żaglach śnił mi się ostatnio po nocach. Pomijam już fakt, że piękna to kreska, ale żaglowce te same w sobie były szczytem możliwości swojej epoki. Choć wypierały je na trasach coraz częściej maszyny parowe, to one osiągały prędkości na żaglach ponad dwa razy większe, bo nawet i 20 węzłów. Parowce w tym czasie robiły 8 węzłów, choć miały niebagatelną przewagę – nie były zależne od wiatru. Tak wyglądał łabędzi śpiew epoki wykorzystywania żagli w transporcie.

Tegoroczny 11 listopada to przede wszystkim dzień wolny w środku tygodnia. Doszedłem do wniosku, że będę tą cholerną niepodległość, której tak bardzo nie umiemy zdefiniować tu w Polsce, świętował najlepiej jak się da. Zamknę się w domu, dam sobie na luz i nacieszę się sufitem, ale.. jak to mawiają – głupiego robota lubi. Zanim zaczął się pierwszy w tym roku rzut pandemii kupiłem sobie do domu rolety rzymskie. Chodziło za mną to marzenie przez długi czas, aż któregoś dnia wyszarpałem trochę drobnych i zanabyłem dwuwarstwowe, dzień i noc, z lnianą zasłoną, przez którą przedzierające się słońce czyni cuda w kolorystyce i ciepłocie odbioru. No super sprawa, serio. Taki ten 11 listopada był senny i nudny, aż stwierdziłem w końcu, że to najlepszy moment, żeby ściągnąć już te rolety po pół roku cieszenia oka i dać im odrobinę świeżości. Wszak w domu palę, okno często zostawiam otwarte, a obok blisko ruchliwa ulica.. No czas najwyższy.

Klipry herbaciane mówisz? „Be careful what you wish for”. Potrzebowałem godzinę, żeby ten pieprzony wynalazek rozsupłać i rozmontować do prania. Muszę to sobie w kółko powtarzać, że wszechświat ma wyjątkowo perfidne poczucie humoru. Spełnia wszelkie nasze marzenia, choć w sposób pokraczny i zazwyczaj jedyny na daną chwilę możliwy. Ot i dostałem żagiel oraz szkolenie z węzłów marynarskich.

zaczerpnięte ze strony Grzegorza Nawrockiego, którego prace polecam z całego serca
(http://www.grzegorz-nawrocki.com/)

Ponieważ rozsupływanie sznureczków to nie jest dla mnie coś uspokajającego, więc włączyłem TV, żeby się dowiedzieć co ciekawego dzisiaj zmalowali na ulicy Narodowi Prawiczkowie. No i się dowiedziałem, że podpalili racą pracownię Stefana Okołowicza, wybitnego znawcy i kolekcjonera twórczości Witkaca. Panowie Narodowi Prawiczkowie zapewne wiedzieli gdzie trafili, bo wyli pod oknem „niech k**wa spłonie”. W komentarzu oczywiście media doszukały się flagi Strajku Kobiet piętro wyżej nad pracownią Okołowicza, ale ja mam swoją teorię w temacie. Powodem tego ataku była zapewne książka Witkaca „Narkotyki. Niemyte dusze”, gdzie autor pisał:

„Palacz (…) plugawe własne dowcipy bierze za najczystszy „esprit”, eksperymentalne spod ciemnej gwiazdy wymysły uważa za objawienia, a dupowate ględzenia za ostatni wybłysk „causeurstwa”. Wymagania jego maleją i szuka tylko kupy durniów, wśród których mógłby jeszcze brylować swoim zaćmionym mózgiem.”

Stanisław Ignacy Witkiewicz „Narkotyki. Niemyte Dusze”.

Miał na myśli palaczy tytoniu, ale w sumie do dzisiejszej historii, do tej elity ulicy pasuje jak ulał.

Nie mam pojęcia jak to się stało, że gdy w całej Europie grzano się w zimne dni paląc czarownicami, to w Polsce przeszła ta moda jakoś bez ekscytacji. Przecież tak wielu zwolenników stosów tutaj mamy. Ostatnio wręcz wyłażą prawie spod ziemi i objawiają się już nie tylko wśród niewykształconej tłuszczy, ale nawet na uniwersytetach. Mam taką swoją teorię, że odra to bardzo czarodziejska rzeka, która magicznie zakrzywia rzeczywistość jak lustro. Prawdopodobnie to z powodu tego lustra zakon Dominikanów, który odpowiadał wcześniej za prowadzenie Urzędu Inkwizycji, w Polsce dziś zajmuje się nowoczesną ewangelizacją oraz ostatnio agitacją do zaorania biskupów i bezwarunkowego oczyszczenia się kościoła.
I my się przeglądamy w tym krzywym zwierciadle, i Europa się przegląda.. W tych różnicach widać jak bardzo odlecieliśmy od siebie. Dziwne, że nikt nie wpadł na to od ponad tysiąca lat, żeby to lustro w końcu stłuc. Bezpieczniej by było chyba dla nas wszystkich.

Obrazy po Witkacu przeżyły, bo podobno były przechowywane poza pracownią, ale pewnie jakiś istotny kawałek pracy p. Stefana uniósł się do wieczności niczym dym z kadzidła. Szkoda. Ciekaw jestem co na to powiedziałby niezawodny marszałek, bożyszcze tego wesołego tłumu narodowych prawiczków. Ostatnio wpadło mi w ręce wspomnienie dziadka Piłsudskiego spisane przez Mikołaja, syna Ferdynanda I, króla Rumunii, które mówi o dziadku Piłsudskim więcej, niż inne. Wspomniany tak pisał o tym spotkaniu:

„Miałem wrażenie, że ojciec mój ma zamiar przyjąć swego gościa serdecznie, ale z pewną nonszalancją. Pomimo wszystko Naczelnik Państwa to nie król. Po chwili ukazał się Piłsudski, lekko pochylony patrzył na naszą grupę. Potem wolno, bardzo wolno zaczął schodzić. Spojrzałem na swego ojca i – nie zapomnę nigdy – skonstatowałem, że zanim Piłsudski zdążył wejść, ojciec mój rzucił papierosa i stanął na baczność.”

Mikołaj, syn Ferdynanda I, króla Rumunii o Piłsudskim

Ktoś tam dziś napisał w internetach, że brak nam takiego charyzmatycznego przywódcy, który by całe to towarzystwo na baczność postawił, ale powoduje to moją głęboką niezgodę. Dziadek Piłsudski ustawiał do pionu królów. Na tych narodowych prawiczków trzeba pały i nie bojącego się policjanta.

Idę przeplatać te cholerne sznureczki przez kółeczka pieprzonych rolet rzymskich. Może to jednak uspokajające jest. Przynajmniej spróbuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *